Nie rozumiem Ciebie totalnie, a słuchałeś uważnie wszystkich dialogów? przecież ten film do jest mistrzostwo świata! Może jest po prostu zbyt ambitny...

'może jest po prostu zbyt ambitny' <lol2>

jeden z najgłupszych tekstów jaki ostatnio przeczytałem. napisz jeszcze, że go nie zrozumiał...

A film taki sobie i rzeczywiście momentami nudnawy. Pewnie za ambitny dla mnie...

tak pośrodkując- należy zauważyć,że niezwykle nudna ta ambitna produkcja

Wczoraj obejrzałem i zawiodłem się na całej linii. Film zupełnie nudny, przegadany, nie wiadomo do końca o czym. Miałem wrażenie, jakby sklecono go na szybko, mając pewien zamysł, lecz nie wykorzystując go do końca. O, to jest mój największy zarzut: niewykorzystany potencjał. Powiedziałbym, że za mało w nim rozpustności, jak na film traktujący o rozpustniku właśnie. Po wstępnej przemowie Johnny'ego naprawdę miałem nadzieję, że nie polubię tego bohatera, ale kilka scen wystarczyło, aby stał się on dla mnie zupełnie obojętny. Do tego praca kamery skupiająca się głównie na bliskim ukazywaniu postaci zupełnie mnie odrzuciła, ale to już kwestia gustu. Nie polecam, słabeusz straszny.

@ goslawa25 - zbyt ambitny ? Dobre mi sobie.

taaa "zbyt ambitny" to ostatnio bardzo modne stwierdzenie sugerujące, że odbiorca, któremu film się nie spodobał jest zbyt głupi, żeby go zrozumieć. doprawdy nie wiem czemu ;p przecież można film zrozumieć i uważać, że jest do dupy. jedno drugiemu chyba nie przeszkadza, co?

wracając do filmu - muszę się zgodzić, że momentami jest nudny.. oczy mi się zamykały jak cholera (może też dlatego, że już było po północy ;P). jednak uważam, że warto wytrwać do końca - finał filmu diabelnie dobry. gra aktorska na bardzo wysokim poziomie. Depp w końcówce przeszedł samego siebie (moim zdaniem to jedna z lepszych jego ról), podobał mi się też Malkovich oraz panie, które wcieliły się w żonę i kochankę Rochestera. bardzo przekonywujące aktorstwo, rewelacyjne kostiumy, dobrze oddany klimat epoki, ale mimo wszystko momentami nudno. ode mnie 7.

Nie zgadzam sie z tym. Film faktycznie trzeba obejrzec kilka razy, zeby pojac jego sens. Nie mozna patrzec na ten film jako na opis bujnego zycia erotycznego XVII - wiecznego hrabiego. Rochester jest postacia, ktora widzi swiat wokol niego i jawnie nim pogardza. Gardzi tez zyciem i ludzmi wokol niego, ktorzy sa w jego mniemaniu "malpami pyszniacymi sie swoimi przodkami" i "krzykliwymi szympansicami chwalacymi sie przepychem swojej klatki". I nagle znajduje osobe, ktora nadaje jego zyciu sens.. Czy tego nikt nie zauwazyl?

Co jest też złudne i pokrętne atak naprawdę to chyba jednak jedyna osoba której nie lubił był on sam i jak wiadomo sam tez nie za bardzo wiedział o co mu chodziło. film naprawdę świetny.

Mocno mnie irytowała główna miłość Rochestera. Rzadko mi się to zdarza w filmach, szczególnie postaciach kobiecych.

Pewno dlatego że raczej go wykorzystała przynajmniej tak to wyglądało. Natomiast jeżeli piszesz o żonie to z nią on sam nie potrafił za długo wytrzymać.